Xiądz Przeor zastał pana Pawła, łysego, krągłego, z jasnym wąsem człowieczka, już wdziéwającego kontusz; sługa stojący blizko pas mu gotowy trzymał.
— A! przepraszam xiędza przeora!
— Nic, nic, gospodarz jestem, wolno mi wejść.
— Darujesz wasza przewielebność, że mnie tak zastajesz, przebacz z łaski swéj, a pozwól złożyć debitam reverentiam.
To mówiąc pan Paweł choć nieopasany, rzucił się chyżo naprzeciw poważnego przełożonego i skinąwszy na sługę by odszedł, pośpieszył podsunąć krzesło xiędzu Kordeckiemu. Drzwi zamknęły się za sługą, pozostali sam na sam. Ale zaledwie usta otworzył pan Paweł, mając rozpocząć rozmowę, gdy na progu, puknąwszy zlekka, ukazała się postać nowa: słuszny pięknego wzrostu w sile lat i zdrowia mężczyzna, z czarnym wąsem i włosem, z szabelką w czarnych pochwach u pasa, z czapką w ręku i delją na plecach, otworzył drzwi z ukłonem, jakby pytał czy wnijść może.
— Wolno? — szepnął uśmiéchając się.
— Pana Krzysztofa! kochanego i miłego go-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom I.djvu/44
Ta strona została uwierzytelniona.