łując przybyłego, spójrzyjcie na niego i na nas, poznacie wnet kto ma wiarę.
— Ale xięże przeorze drogi, proszę mnie tak nieupokarzać — przerwał skromnie pan Żegocki.
— Słuszna pochwała nie upokarza, daj nam tylko Boże wszystkim jegomościną rezygnacją i ufanie. Ale — cóż tam słychać?
— Zachcieliście, starą piosnkę śpiewamy, znać że nam będzie lepiéj kiedyś; bo dziś coraz gorzéj a gorzéj; a złe przecie przesilić się musi. Druga nowina, dodał pan Krzysztof, że gości xiędzu przeorowi prowadzę.
— Chwała Bogu! gość w dom, Bóg w dom!
— Ale przed wojną tak objadać klasztor Częstochowski niewiem czy się godzi, uśmiechając się dodał Żegocki — Kto wie co wypaść może; każdy kawałek chleba drogi.
— Nie frasujcie się, jakkolwiek Bóg nami rozrządzi; gdyby i chleba niestało, krucy co na pustynię nosili chleb pustelnikom, i nam go też odrobinę rzucą.
— Otoż i ja dziś trochę krukiem będę, rzekł śmiejąc się Żegocki, alem nie chleb przyniosł, trochę ryby, za którą przepraszam, że nie najlepsza.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom I.djvu/46
Ta strona została uwierzytelniona.