Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom I.djvu/52

Ta strona została uwierzytelniona.

ze swoją garścią nie utrzyma, pójdziemy wszyscy w ręce Szweda.
— Jeszcze to widłami pisano, odparł pan Żegocki — kogo Pan Bóg pokarze, tego i pocieszy.
Bogdański milczał, ale wzdychał na wszelki wypadek, a Jackowski żywo dodał.
— A gdybyśmy i przysięgli Szwedowi znów, to co? nie pierwsi my i nie ostatni.
Na te słowa płomieniem oburzenia oblała się twarz xiędza Przeora, oczy jego zajaśniały i mignęła w nich błyskawica: powstał z krzesła, ale zmieniony, groźny jak prorok, jak natchniony; wszyscy jak gdyby uczuli przewagę ducha w nim, wprzód niżeli usta otworzył, zamilkli, a silny głos xiędza Kordeckiego zagrzmiał po obszernej sali.
— Podda się cały kraj, zawołał, podda się mówicie! Nie! nie! Bóg tego niedopuści i nie cały wyprze się swojego pana, bo Częstochowa zostanie i wytrwa przy Janie Kazimierzu.
— Jak to? zdumiony podchwycił pan Paweł, gdyby Szwedzi nadeszli, co bardzo być może, bo już słychać o Wejhardzie, że się w tę stronę z Sadowskim puścić zamyśla; będziecie się więc bronić?