Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom I.djvu/66

Ta strona została uwierzytelniona.

naszym i wątpliwości żadnéj nie ulega, ale radbym zdania waszego zasięgnął o tém, czyli przystoi święty Obraz zostawić tutaj, lub ukryć go należy w bezpieczniejszém, w nieznaném schronieniu. Bronić się musimy i będziemy, do ostatniéj krwi kropli winni będąc przelać tutaj za Boga naszego i wiarę, za wierność królowi poprzysiężoną; ale któż wie? może Bóg niepobłogosławi usiłowaniom naszym, może niepodołamy obronie, może śmierć nas spotkać, a wróg opanować lub zniszczyć Jasną-Górę, godziż się by obraz wystawiony był, nie mówię, na jego razy, ale nawet wzrok urągliwy i szyderski? Mówcie więc bracia i radźmy w imie Boże. Naprzód wy ojcze Ignacy (Mielecki).
Ojciec Ignacy krzepki starzec z siwą włosów koroną, olbrzymiéj prawie postawy, pogodnéj twarzy ale surowego wejrzenia, skłonił się przełożonemu, spójrzał po braciach, jakby się wymawiał, że piérwszy głos zabiera i tak mówił:
— Bronić się heretykowi konieczna i piękna, umrzéć bodaj w obronie tego świętego miejsca, jak straży przystało, którą wódz postawił na ważném stanowisku; chlubnaby nam była. Podołamy walce bo nas Bóg-człowiek Odkupiciel nie opuści i Matka Najświętsza płaszczem łaski swéj osłoni.