niał dziedzińce. Tu mnisi sami jeszcze prawe rozporządzali co było potrzeba na wypadek oblężenia, które przewidywano; ku bastjonom ciągniono działka, smigownice i organki, wożono kule, kamień i belki; po kortynach zamurowywano niepotrzebne otwory, podwajano słabą murów grubość, w niektórych miejscach wrzątkiem zastygające rozrabiając wapno; z tarcic i brusów wmurowywano blankowania nowe.
Na wysokiéj świeżo po pożarze odnowionéj wieżycy, straż czujna odzywała się niekiedy otrąbiając i dając znak, że wartuje. W podwórcach gospodarowali, kręcili się zakonnicy, do tego rodzaju pracy nie zwykli, ale oddający się jéj gorąco; — jedni przyjmowali co przywożono i składali na wcześnie przygotowane miejsca, drudzy wydawali ze składów stare zapasy wojenne, dawne przybory i rynsztunki, które rdza, wilgoć i długi spoczynek nadwątlił.
Dziwny to był widok tych mnichów, z ciekawém okiem a niewprawną dłonią podejmujących zbroje ciężkie, hełmy od rdzy zczerwieniałe, berdysze wyszczerbione, siekiery i topory wojenne, żelazne łuskowe pancerze i kopje, których drzewce robak potoczył; — liczących kule nagromadzone kupami, chodzących około
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom I.djvu/76
Ta strona została uwierzytelniona.