Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom I.djvu/78

Ta strona została uwierzytelniona.

wszystkim tym nowozaciężnym, wyniosł po szkaplerzu i po obrazku Najświętszéj Panny, gorącą ich mową zagrzawszy, dodając otuchy obietnicą, że i sami wespół z niemi walczyć będą, a płacę zapewniając dostatnią.
Wśród tego tłumu postaci rozmaitych i dziwnie z sobą sprzecznych, wśród zjeżdżającéj się co chwila licznéj ślachty, która tłumoczki swe do zabudowań klasztornych przenosiła, wśród niezwykłego w ciszy zakonnéj kwilenia dzieci i głosów kobiecych; uderzała przemykająca się tu i ówdzie ze śmiechem, z pociesznemi powitaniami i żartami, stara niewiasta w żebraczem odzieniu, dobrze znana mieszkańcom Częstochowéj. Zwano ją po imieniu tylko Konstancją, a lud prosty dla pozoru może, może ze swawoli mianował ją zwykléj Kostuchą. Istny to też był skelet, na którym tylko wyżółkła, trzymała się skóra, osobliwszą siecią marszczków pokryta. Wysokiego wzrostu, chuda, nieco przygarbiona, z kijem w ręku, z płachtą szarą na głowie, w odartym sieraku i chustach pooplątywanych na ramionach, z torbą pustą na plecach, godłem stanu, — Kostucha, tego co ją raz piérwszy zobaczył, uderzała wyrazem twarzy zeschłéj, bladéj, a ożywionéj jakby obłąkanym uśmiechem,