Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom I.djvu/84

Ta strona została uwierzytelniona.

parł przyjezdny, worek zapakowany, dam ci późniéj jałmużnę.
— Bardzo dziękuję jaśnie wielmożnemu panu, za dziesięć lat będę się stawić po nią.
To powiedziawszy, poskoczyła ku bramie chyżym krokiem, zaczepiając po drodze każdego, słowem, gestem, ukłonami, wymknęła się na most i znikła.
Właśnie w téj chwili znaczny pociąg i orszak liczny wjeżdżał w podwórzec; byli to ludzie i konie pana Piotra Czarnieckiego, który oddawna oświadczył się Przeorowi, że gdy niebezpieczeństwo przyjdzie i on stawić się do Częstochowéj nie omieszka; jakoż dotrzymał słowa i z pocztem porządnym, z zapasem dla niego potrzebnym, ściągnął do klasztoru.
Był to godny brat wielkiego Stefana; toż samo w nim męztwo, jedna wytrwałość, jedna prostota obu; ze ślachtą i prostym ludem łagodny i miękki, serdeczny brat i ojciec, z panami czasem opryskliwy i nieco dumny, a wysoko podnoszący głowę: zresztą przedewszystkiem żołnierz i jak żołnierz niepatrzący jutra, chętnie czyniący ofiarę z mienia i krwi własnéj, wesoły zwłaszcza w boju, lubiący pracę, w spoczynku łatwo się nudził: pobożny duszą, ludz-