chami litość i pomoc, którą świętemu miejscu przynosicie, rzekł z ukłonem ojciec Mielecki — wielki to przybytek jedno serce mężne i dwoje rąk dzielnych!
— Każcie mi tam gdzie jaki kątek dla mnie i moich ludzi wyznaczyć, odparł ściskając brata pan Czarniecki, ja tym czasem pośpieszę Hetmana naszego powitać.
— Kogo? spytał ksiądz Ludwik.
— A jużciż nie kogo, tylko xiędza przeora, poczciwego Kordeckiego, bene nominatum, bo i od korda być może, et a corde i piérwszym pokierować potrafi w obronie tego przybytku, a drugie ma, daj nam Boże wszystkim.
Tych słów domawiał, gdy xiądz Przeor pośpiesznie naprzeciwko niemu dążący, by pożądanego powitać gościa, stanął przed nim.
— Witajże nam, cny obrońco Częstochowéj!
— Do nóg upadam xiędza Przeora dobrodzieja — paratus jak mnie widzicie, z dłonią i szablą na usługi klasztorne się stawię. Odebrałem listy wasze, i co się zebrać mogło w posiłek przywodzę, primo attamen se ipsum.
— A to nam najdroższa, bo afektu dowodzi ku świętéj kraju Patronce i tym progom, i dla sług jéj niegodnych. Rozgoścież się szanowny
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom I.djvu/86
Ta strona została uwierzytelniona.