kujcież mnie jako sam proszę, przy murach, przy murach.
— Tam są tylko liche izdebki, a hałas gawiedzi.
— Tegoż mi potrzeba, oko mieć będę, stawcie mnie gdzie w narożniku.
— A kule szwedzkie, jeśli Bóg nas niemi nawiedzi?
— O! znam ja grubość Częstochowskich murów i spokojny jestem o to, zresztą wszakże mi idzie, żeby być jak najbliżéj kul, a zatém tak! tak! na dole w baszcie!
— Chcecie tego na prawdę? spytał Kordecki.
— Ani ustąpię od tego!
— Więc wola wasza, ojcze Ignacy każcie oczyścić izbę — czyńcie jak się wam podoba! a teraz, powiedźcież mi, jakie wieści, co słychać?
— Stare! stare! Szwed dobywa Krakowa, już mu jednéj stolicy niedosyć, może go i dostał do tych por, rzekł z westchnieniem głębokiem pan Piotr, miałem pismo od Kaszlellana, źle ominuje, źle! Kraków wezmą, chodzi już tylko oto, by dobre artykuły wytargować.
— Król jeszcze na Spiżu?
— Dotąd i ani myśli ruszać! dokąd? z kim?
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom I.djvu/88
Ta strona została uwierzytelniona.