ło. Tu był niewyczerpany, nieprzebrany, nieprzesłuchany, ale też byle pogrzeb, byle chrzciny, oddawanie marcepanów, przyjmowanie panny, zamiana pierścieni; dobijano się o niego w całéj Sieradzczyźnie, ba i z dalszych stron, tak mu łatwo było ex abrupto mowę przednią powiedziéć.
Postać malowała człowieka: ogromny, barczysty, pleczysty, silny jak żubr, z włosem czarnym, z wąsem potężnym podkręconym ku górze, płeć miał białą i rumianą, oko pełne a ogniste, czoło podgolone wysoko; głowę nosił do góry, chętnie w bok się ręką podpierał, a kiedy kroczył, to z taką powagą i z taką razem grzecznością i przymileniem, że znajomi i nieznajomi witali go czapką i uśmiéchem, od razu, na piérwsze wejrzenie, będąc już dla niego dobrze uprzedzeni. Lubił się pięknie ubrać, i nikt nadeń w okolicy nie nosił wykwintniejszych kontuszów, taratatek, katanek, węgierek, lamowanych, bramowanych, guzami i pętlicami strojnych, nikt piękniejszych nie miał czapek, szabel i siądzeń na konie i rzędów i zbroi. Bodaj sam jeden był w domu, zawsześ go zastał czysto i starannie ubranym; a kiedy w pole lub na polowanie, (był i myśliwy dobry)
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom I.djvu/95
Ta strona została uwierzytelniona.