Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom II.djvu/100

Ta strona została uwierzytelniona.
100

— No, cóż mi każecie odpowiedzieć Millerowi, który mnie posłał?
— Żeśmy Wolfa chorągwie widzieli, że wiemy już o wzięciu Krakowa, i że modlemy się za Króla Jegomości.
— A traktowanie rozpoczęte?
— Mamyż jeszcze traktować, — dumnie rzekł przeor, — z tym który prawa powszechne narodów, prawa wojny, szanowane w chrześcijańskim, a nawet w pogańskim świecie zwyczaje, poniewiera? dla którego posłowie nawet nie są święci, który ich więzi i znieważa! — Powiedz mu waść, że będziemy traktowali, gdy posłów naszych wypuści.
Kuklinowski chciał mówić, ale Kordecki pożegnał go i odwrócił się zasępiony, ale niepokonany; polecił go odprowadzić do fórty, a sam z panem Zamojskim pośpieszył wewnątrz twierdzy, gdzie widok regimentów Wolfa, polskich chorągwi w mocy szweda i wieść o poddaniu się Krakowa niewysłowione uczyniła wrażenie. Zastał już na wszystkich podwórcach, jednych klęczących na modlitwie, płaczących drugich, łamiących ręce i wyrzekających, innych cicho szepczących cóś z zajęciem; gwar wszędzie, każdy radził i mówił co innego, a na twarzach