Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom II.djvu/11

Ta strona została uwierzytelniona.
11

ale jeszcze raz pozwólcie sobie powiedzieć, źle radzicie, źle czynicie...
— Zostawcie nam z łaski swéj pieczę o sobie, — kwaśno a dumnie, rzekł Zamojski.
Stat pro ratione voluntas, podchwycił Kaliński odprawiony z kwitkiem, jeśli tak gardzicie moją dobrą chęcią, nie będę więcéj natrętnym.
I zniechęcony odwrócił się szybko, myśląc, że go wstrzymają, gdy ich tak zastraszy, ale nikt o tém nie myślał, i Kaliński wyszedł tak żywo z bramy, że jeszcze brat Paweł nie pośpiał zaryglować za nim, a już mu odryglowywać było potrzeba.
— A teraz do klasztoru, — zawołał przeor, — kto ma Boga i wiarę w sercu, radźcie i pomożcie.
W milczeniu przeszli dziedziniec i zgromadzili się wszyscy w celi przeora; tu już niespokojni otoczyli go kołem. Postawiono u drzwi Rudnickiego professa, aby pilnował i nikogo nie wpuszczał bez oznajmienia, a przeor tak począł:
Periculum in mora, zdradę mamy w klasztorze dojrzewającą; choć nie wiém spełna kto, co i jak, ale Bóg dopomoże i dowiemy się z Jego łaski reszty. Nieprzyjaciel ma związki z naszemi, nocne schadzki i zmowy pod murami, —