Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom II.djvu/122

Ta strona została uwierzytelniona.
122

— Zbrodnia! tu! ale mówcież Bóg z wami, co się stało? umarli męczennicy nasi?...
— Nic, nic, to nasze tylko nieszczęście.
— Cóż się stać mogło? zabito kogo?
— Zabito czy porwano, niewiemy, rzekł xiądz Piotr Lassota... Widzieliście Hannę wnuczkę naszą...
— A! i cóż się jéj stać mogło?
— Znikła! zginęła! wczoraj wieczorem poszła do kaplicy... i niepowróciła.
— Przysięgam, to Krzysztoporski, to zemsta jego nademną! zawołał starzec — to on — to ręka jego.
— To być niemoże, odparł przeor zadziwiony, tu — przy ołtarzu Boga, w obec niebezpieczeństwa; taka zbrodnia! to niepodobna! Ale jakże się to stało?
Oba Lassotowie nie byli w stanie opowiedzieć, nadbiegł przecie któś trzeci, sąsiadka Lassotów, pani Jadwiga Jaroszewska i ta lepiéj rzecz opisać mogła.
— Handzia, odezwała się — bo stojemy przezedrzwi tylko, często wieczorami chodziła do kaplicy, gdy stary pan Lassota usnął; otoż i wczoraj nawet widziałam kiedy wychodziła, a już