Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom II.djvu/131

Ta strona została uwierzytelniona.
131

— Jutro rano szubienica, krzyknął, — niechcieliście pokoju, zburzę to gniazdo papistów i bałwochwalców, a wam śmierć.
Błeszyński i Małachowski już przygotowani do wyroku, ani się ulękli, ani nawet prosili i żaden nie rzekł słowa. Wejhard poglądał na nich z szyderską radością, Sadowski z politowaniem, inni nawet zajęci gracze popodnosili głowy, radzi zobaczyć, jakie wyrok śmierci uczyni na nich wrażenie.
— Spisać dekret — rzekł Miller, postawić szubienicę, a jutro rano, niech ich powieszą.
Czekał czy się nie odezwą, milczeli; on gniew w sobie warzył i buchać nim poczynał; kilku polaków przytomnych stali z boku, poglądając po sobie, ale dziwnie zmieniły się ich twarze, coś poszeptali i wyszli.
— Gotujcie się na śmierć! — powtórzył generał.
— Gotowiśmy i dziś za wiarę, kraj i króla naszego umierać; — odpowiedział Małachowski.
W drzwiach namiotu usłyszeli jeszcze tę odpowiedź, odchodzący polacy.
Miller skinął ręką.
— Niech ich odprowadzą; wystawić szubienicę, a dekret posłać do klasztoru, może xiądz