Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom II.djvu/139

Ta strona została uwierzytelniona.
139

na zbrodnię, lub zapoźno będzie, by jéj zapobiedz... kto Polak a katolik za mną...
— Jam nie katolik, — odezwał się Trupski — ale co to ma do tego? idę, jeśli nie o kapłanów to o ślacbtę i braci się upomnieć.
— Panowie — rzekł Komorowski — i ja z wami, kto się jeszcze serca i czucia w tém zaprzedaniu babilońskiém nie pozbył, z nami!
— Wszyscy! wszyscy! — zawołała starszyzna, i tłumnie wytoczyła się razem z namiotu; lecąc przez zdziwione żołnierstwa szeregi do obozowiska Millerowskiego.
Noc już była, generał ucztował jeszcze, gdy mu znać dali że tłum Polaków z krzykiem idzie na jego namioty.
— Wpuścić — rzekł z uśmiechem — panów polaków, pewnie sobie podochocili, i chcą moim winem dokończyć za zdrowie Karola Gustawa.
Wtém podniósł się u drzwi płotek i weszli wszyscy posłannicy, a Miller poznał zaraz, że nie o vivat Carolus Gustavus chodziło, bo oczy mieli łzawe a gniewem zapalone, miny dumne, postawy męzkie i twarze posępne.
— Panie Generale, — rzekł Adam Komorowski — przyszliśmy do was zapytać, czy prawda