Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom II.djvu/141

Ta strona została uwierzytelniona.
141

Gustawa, który przyrzekł szanować prawa nasze, Prawo niedozwala u nas swieckiéj władzy tknąć kapłana.
Miller rozsierdził się i krzyczał.
— Po toście przyszli do mnie?
— Po to Generale, i zapowiadamy ci, że ich powiesić nie damy, choćby do boju przyjść miało, — rzekł stanowczo Komorowski. — Wieszając ich powiesisz sprawę swego króla, a żaden z nas jéj pewnie odcinać drugi raz nie będzie. Nie jesteśmy niewolnikami, ale sprzymierzeńcami waszemi.
— To powiedziawszy, Komorowski nie skłoniwszy się nawet odszedł, a za nim reszta, Miller się rozśmiał, ale śmiech to był gorzki; widział po niewczasie że za daleko zabrnął, a wstyd mu się było cofać.
Xiąże Hesski, — rzekł z cicha po wyjściu Polaków.
— A co Generale? nawarzyłeś sobie piwa, jakże to teraz się skończy?
— Skończy się, że ich powieszę, — odparł uparty szwed — com powiedział to się stanie.
— Nie powiesisz ich, — rzekł xiąże hesski — bo to istotnie szkodliwémby było sprawie nasz éj szukaj tylko fórtki, którąbyś się wycofał.