Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom II.djvu/150

Ta strona została uwierzytelniona.
150

nie cały powróci do porządku, tam działo nacelowane, strzaskane drzewa obalą i ziemia zasunie mu paszczę. Trwało to długą chwilę.
Czarniecki zwijał się jak ryba w wodzie, wesół, rad, ochoczy; Zamojski wstrzymywał więcéj przekonaniem niż uczuciem, przeor milczał. Nareszcie gdy się góra oczyściła, ustał ogień za danym przez Kordeckiego znakiem i do przednich czat wysłano gońca z kartką do Millera, tłumaczącą mu kto spokoju zerwanego był przyczyną.
— „Więzicie posłów, — pisał przełożony, — rozejmy zrywacie zdradą, podkradacie się pod mury na ufnych wam a prawych nieprzyjaciół; możem że w takim stanie rzeczy traktować z wami? Co ręczy za dochowanie warunków, gdy wszystko co zwyczaj i prawo uświęciło, depczecie? Traktuje się z dotrzymującym po rycersku, danego słowa, nieprzyjacielem, nie z takim, który gorzéj tatara, wszystkie umowy gwałci.“
Zmarszczył się Miller na niegrzeczne pismo, posłał wyśledzić kto strzelał, przyprowadzono mu opiłego rajtara, kazano go ukarać i na tém się skończyło dnia tego. Ale Miller poznawać zaczynał, że postępowanie jego złe przynosiło owoce; mnisi zyskali na oczyszczeniu gó-