Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom II.djvu/166

Ta strona została uwierzytelniona.
166

zagadywała do ludzi klasztornych, poczynała rozmowę niemal o każdym, uśmiéchała się, wyciągała na gawędki, poprawując to czepek, to katanki. Mijając Krzysztoporskiego który stał na murze, pani Jagnieszka tylko okiem rzuciła i potajemnie mrugnęła na niego, na co on nie odpowiedział ani skinieniem i poszła daléj przyspieszając kroku. Żebraczka kierując się drugą stroną podwórza, pociągnęła za nią, opatrzyła drzwi i powróciła nazad.
W podwórzu spotkała xiędza Kordeckiego, który właśnie z dwóma zakonnikami kierował się ku baszcie pana Krzysztoporskiego; to ją zastanowiło.
Przeor zbliżywszy się pod mur, wezwał dowódzcy.
— A co? możeście znużeni, moglibyście spocząć, — rzekł do niego — zejdźcie do mnie proszę. Krzysztoporski zawahał się chwileczkę i zszedł po wschodkach szybko.
— Bracie, — odezwał się przeor, — złe to nasienie nienawiść, a z którego ziarna i żniwo nic potém. Radbym nic nie wiedział i niczemu nie wierzył, ale wszyscy uparcie na was instygują, żeście sprawcą tego nieszczęścia pana Lassoty.
— Xięże przeorze, — odparł z niechęcią i