Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom II.djvu/168

Ta strona została uwierzytelniona.
168

były zamknięte, spójrzał przeor na nie, a Krzysztoporski pośpieszył je otworzyć, torując drogę przełożonemu.
— I tu spójrzyjcie, — rzekł, — a poświadczcie nieprzyjaciołom, niewinność moją.
Zakonnik milczał, spójrzał, odwrócił się i z przejęciem, z uczuciem wziął rękę Krzysztoporskiego.
— Bracie! bracie! pómnijcie na dzień sądu strasznego! na wieczność, na Boga, nie gubcie duszy dla chwili... Jest-li w tobie nienawiść jeszcze, odpędźcie ją krzyżem świętym i pokutą a skruchą.
— Zdaje mi się, że niewinność moja dostatecznie wyjaśniona, — rzekł ślachcic z dumą, — zresztą Bóg nas osądzi.
— Rzekłeś! — Bóg osądzi, — dodał przeor, — ale osądzi srogo winnych i zatwardziałych w grzechu. Chcecie wiedzieć, jakie przekonanie wynoszę z téj izby, w któréj śladu występku nie znalazłem, i z mowy twojej...
— Widzicie moją niewinność...
— Widzę żeś winien! — rzekł przeor... Kto mi to mówi, nie wiém, ale czuję, że masz ten występek na sumieniu; sąd ludzki przekonać cię nie może, niéma dowodów, ale Bóg!