Ta strona została uwierzytelniona.
169
Krzysztoporski raz piérwszy pobladł, zmięszał się widocznie, strasznie — zachwiał, zgrzytnął zębami, uśmiéchnął się szydersko.
— Winien! — zawołał — winien! no! tom winien! myślcie jak chcecie, mnie dość mojego sumienia.
— Wkrótce nie dosyć, ale go ci będzie nadto, — odparł przeor i wyszedł.
Krzysztoporski wychwycił się za nim, i jak obłąkany, jakby szukając na kim się pomścić, biegł milczący nie wiedząc dokąd, wpadł na mur, i osunął się na ławę przy baszcie; głos go opuścił, wzrok zasunął, zdrętwiał i osłupiał.