— I na nowo wziąć przysięgę z załogi, że do ostatniéj kropli krwi bronić się będą, — zawołał Zamojski.
— Ale co z niemcem zrobić?
— Puścić go i wypędzić, — rzekł przeor.
— Jak to? żeby o stanie fortecy, murów, o duchu załogi i o wszystkich okolicznościach, tyczących się nas, dał nieprzyjacielowi wiadomość? to być nie może!
— Puścić! powtórzył Kordecki, wiedzą oni i bez niego jak się mamy; wieszać go nie pozwolę, dość i tak ludu ginie, zostawmy go zgryzotom sumienia i oddajmy szwedowi, którego pokochał...
— Magnanimitas piękna ale zbyteczna, — odezwał się Czarniecki — gdyby tak na mnie, dyndałby szołdra na murach, spólników bym przećwiczył co dziesiątego i takby służyli aż miło.
— Ale pamiętaj panie Pietrze, żeśmy nie żołnierze a xięża, karać nie nasza rzecz; niech truteń idzie precz z ula, dość dla niego kary. Co się tycze załogi, dobra była rada P. Zamojskiego; przebaczyć musim i pilnować będziem. Każcie proszę zwołać wszystkich w podwórze, trzeba się z niemi rozmówić.
Już po twierdzy, gdy postrzeżono długą nie-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom II.djvu/17
Ta strona została uwierzytelniona.
17