Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom II.djvu/176

Ta strona została uwierzytelniona.
176

Judasz Chrystusa, wydał za srébrnik spokojności? Godziż się ocalając życie, sprzedać Boga i miejsce w którem tyle cudów zlewał na niewdzięcznych?
Nikt nieośmielił się odpowiedzieć.
— Uspokojcie się dzieci, ciągnął daléj Kordecki, będę traktował, będę czynił co można, co sumienie pozwala...
Na tém stanęło; a przeor wyszedł do swéj celi, dla pisania listu do Millera.
Kaliński powrócił tryumfujący jak zwykle; spotkał Wejharda w pół drogi niecierpliwego i ciekawego:
— A co starosto? — spytał.
— Cóż? dałem mnichom pieprzu! — odparł śmiejąc się poseł, — wyłajałem Zamojskiego, bo to on tam wszystkiego sprawcą, i doradzcą, i takiegom im napędził strachu, że się pewnie do wieczora poddadzą.
Wejhard znający chętne samochwalstwo Kalińskiego i próżną jego butę, ruszył ramionami nieznacznie.
— A parlamentarze? — spytał.
— Tylko co ich nie widać.
— Ale nie bałamucisz, panie starosto? — rzekł Wejhard.
— Albożem kiedy zwiodł was? — rzekł ura-