Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom II.djvu/182

Ta strona została uwierzytelniona.
182

Jedni mu mówili, że widzieli nad klasztorem we mgłach rannych, postać niewieścią płaszczem jasnym osłaniającą twierdzę i odbijającą kule; drudzy powiadali o starcu zjawiającym nocą pod murami; inni jeszcze utrzymywali, że niewiastę i starca nad blankami, w powietrzu przesuwających się widzieli. Pogłoski te coraz większéj nabiérały wiary, przechodząc z ust do ust, świadczono się tym, to owym co na swe oczy widział, i przestrach powoli ogarniał wszystkich.
Kilku starszyzny tegoż dnia powtórzyli Millerowi wieści podobne, a skutek ich na wojsku był aż nadto widoczny — szemrało i szło z musu, z ukosa spoziérając tylko na twierdzę, milczącą cierpliwie, odstrzeliwającą się niekiedy i jakby niewidzialną bronioną potęgą. Samo dział umilknienie zdawało się podstępem, zdradną jakąś rachubą. Generał objechawszy swe wojska i górę do koła, powrócił do namiotu zamyślony więcéj niż kiedy, sam wątpiąc o wszystkiém, bo rachubą ludzką nie mogąc pojąć, co się w koło niego działo.
Jakaś straszliwa atmosfera tajemniczości, cudu, otaczała nieprzywykłego do niéj wojaka; czuł że ma do czynienia nie z siłą zwykłą żołnierzy, ale z władzą niepochwyconą, niewidzial-