wpuszczając tu szweda, bylibyście osłonili się od mordu, współbraci tylko na rzeź i okup swój wydając? Nie — padlibyście razem z niemi. Ale Bóg nie chciał zguby wszystkich, bo opieka Jego wyraźna czuwa nad nami.
Czarniecki nie mogąc wytrwać, przerwał:
— Słowem xiądz przeor przebacza na ten raz niepoczciwość waszą, ale na znak najmniejszéj złéj woli, na najlżejsze podejrzenie, żołnierskiém i szlacheckiém słowem upewniam, że zdrajcom przepuszczono nie będzie, i powieszać ich każem. A zatém posłuszeństwo na dal.
— Rozporządźcie według myśli waszéj, — odezwał się Kordecki do Zamojskiego i p. Piotra, — potrzeba podejrzanych oddać pod dozór najmocniejszy.
— Przeliczyć piechotę, — rzekł Zamojski żywo, — rozdzielemy ją na oddziały, do każdego stanowiska dziesięciu ślachty i dziesięciu zakonników dodamy dla pilności...
— Płacę waszą, — dodał Kordecki, — powiększam we dwójnasób i dziś ją z góry wypłacić polecę; ale mi złożycie przysięgę, że do ostatniéj kropli krwi bronić będziecie tego przytułku Matki Bożéj, gdzie się schronił ostatek wiary przed napaścią heretyków. Idźcie Boga prosić o przebaczenie, za mną, do kościoła!
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom II.djvu/19
Ta strona została uwierzytelniona.
19