Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom II.djvu/209

Ta strona została uwierzytelniona.
209

brał się do dział i nierychło przebudził, a w klasztorze sposobiono się do obrony, gdy trębacz dał znać o pośle. Był to pan podkomorzy Sladkowski, któremu Miller dał wprzódy naukę jak, i co ma mówić; polecił mu naglić mnichów, aby co rychléj dla własnego bezpieczeństwa poddawali się, a podkomorzy zaklinając się na swą miłość dla Karola Gustawa; wszystko spełnić przyrzekł.
Zaprowadzono go do xiędza przeora, który z niemałém powitał go zdziwieniem.
— A co waszmość tu porabiasz — spytał, czy także ze szwedami?
— Jeśli nie z ochoty i dobréj woli, to z musu, xięże przeorze; wczorajszego dnia, wyobraźcie sobie jechałem spokojniutenieczko z Prus do Żoław, gdzie do panów Weslów miałem interes, aż tu rajtary szwedzkie, niech ich Bóg pokarze, ułapili mnie jadącego drogą, i dostawili jak włóczęgę jakiego do obozu.
— Otóż to przyjaciele szwedzi, — rzekł Kordecki.
— Kwitowałbym z przyjaźni, ale cóż robić; a Miller, jak mnie wzięli, kazał, niby to lepszy od drugich świeży człowiek, iść waćpanów