Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom II.djvu/223

Ta strona została uwierzytelniona.
223

ne kadzidła rozchodzą się pod sklepieniami sinemi obłoki, xięża śpiéwają hymny:

Qualem Maria te canam
O Virgo, flos o Virginum...

Lud korzy się przed obrazem.
Jak na téj modlitwie wszyscy są pobożni, wszyscy zdają się Bogiem i niebem oddychać; czemuż to tylko chwila w życiu przelotna!
Kordecki miał mszę ranną, bez swéj infuły, bez pastorału, jak prosty kapłan, bo późniéj zamiast nich, trzeba było wziąć hełm i laskę wodza, i modląc się stać w obronie twierdzy. Tylko na wielką mszę, na uroczystą summę, musiał wystąpić jako opat w oznakach swéj godności i przełożeństwa, a kto na niego spójrzał, tak widział spokojnym w Bogu, że pomyśléć musiał:
— On czuje, że nas nie zwyciężą!
Lud powoli przywykał wierzyć Kordeckiemu, bo nigdy żadne jego nie zawiodło słowo; wszyscy się raczéj na niego, niż na Zamojskiego oglądali, on tu hetmanił, a buławą jego był prosty krzyż drewniany.
Wszystko przysposobionem było tak, żeby nabożeństwo nic nie cierpiało wcale na położeniu oblężonych, by było świetne jak zawsze;