Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom II.djvu/224

Ta strona została uwierzytelniona.
224

pielgrzymów tylko brakło. Kaplica była pełna, ale kościół nie tak nabity i dziedzińce próżne, a działa towarzyszyły muzyce na wieży i śpiewom w chórze i głośnym organom swym hukiem posępnym i złowrogim.
Gdy się to dzieje w kościele, na murach chodzą ludzie, koleją się mieniając do kościoła, każdy był na mszy, pokląkł przed obrazem w to wielkie święto i powrócił rzeźwiejszy, dopiero po duchownym posiłku kosztując pokarmu: post bowiem dawny polski wigilją oznaczający, kończył się dopiéro z nabożeństwem.
Stał na murze pan Czarniecki, koronkę odmawiał, wąsa kręcił i przysłuchiwał się, rychło na wotywę zasygnują; gdy pijany szwedzki żołnierz począł się zbliżać pod mur, wzięto go zaraz na cel z rusznic, ale rychło postrzeżono, że cóś białego krył za nadrą i mrugi a migi różne czynił.
— Albo to psi figiel szwedzki, albo to poseł, — rzekł pan Piotr, — dopuścić go.
Aż tu gdy się zbliżył lepiéj i poczęli twarz rozpatrywać, mimo przyczepionych wąsów, poznali pana Jacka; ten nawinął papiéry na kamień i cisnął je na mur, udając wcale nie źle