z poczciwémi ludźmi pogadam, a może, — dodał, — żałować tego nie będziecie.
I jakąś taką miał poczciwą twarz, że brat Paweł, choć się z sobą borukał, niewiedząc co począć, nie chciał go do fórty odegnać. — Ale cóż przeor na to powié? — rzekł zcicha.
Puśćcie go, to nasz! poczciwy człowiek! — zawołało kilku — ot, zachciało mu się widziéć waszą twierdzę, bo mu serce gra, że się w niéj tak dobrze bronicie; nie odpychajcie go, albo to zapomnieliście, że tatarzy najlepsi sprzymierzeńcy nasi?
— A to prawda! — rzekł brat Paweł, — ale jednakże wypadałoby spytać przeora.
— Na moje słowo, — odezwał się Komorowski, — puśćcie go, niech i on zobaczy nasze nabożeństwo.
I przekonany, a raczéj zmiękczony brat Paweł, drzwi mu otworzył.
Wnet po klasztorze gruchnęło od ucha do ucha:
— Tatar przyszedł, tatar!
Po nabożeństwie, wszyscy cisnąć się zaczęli ku niemu, aby go zobaczyć, i Kordecki z ciekawości zbliżył się.
Pan Azulewicz (był to sobie bardzo a bar-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom II.djvu/229
Ta strona została uwierzytelniona.
229