Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom II.djvu/236

Ta strona została uwierzytelniona.
236

pogroziła; Krzysztoporski namarszczył na nią groźnie i poszła.
Do kościoła!! W kościele nie modlitwa jéj była w głowie : policzyła wszystkich, obejrzała suknie, oceniła stroje, temu kiwnęła głową, drugiego zawabiła okiem, trzeciemu się uśmiéchnęła, a xiążkę wziąwszy na wywrót, udawała że czyta, choć oczyma i myślą biegała kto wié gdzie. Gdy wzrok jéj padł na starego Lassotę, obejrzała go też uważnie, jakby pragnęła go poznać, lub się go obawiała.
Konstancja klęcząc u drzwi, żadnego jéj obrótu nie straciła z oka; każde ruszenie zapisała w pamięci i czatowała na nią jak na pastwę; potém rzuciła się krzyżem na zimną posadzkę.
— Matko Boża, — modliła się po swojemu myślą i słowy cichemi — Matko Boża, ty jedna wiész boleści moje, jam na twoim ołtarzu złożyła pociechę, któréj nie jestem godna; powróć stratę starcowi, pociesz jego siwiznę, nie daj zwycięztwa tym, co ufają w siebie, a zeszlij politowanie na sługi swoje... Matko Boska, zmiłuj się nad nami!!...
I łzami zwilżyła kamień kościelny.
Długo tak, długo leżała na modlitwie, aż się całe skończyło nabożeństwo, i wszyscy roz-