Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom II.djvu/248

Ta strona została uwierzytelniona.
248

najswiętszy Sakrament, aby Bóg nieustanną błagany modlitwą, zlitował się nad niemi.
Oprócz czuwających tu kilku starców, wszyscy zresztą wyszli do dział, do baszt, na kortyny.
Sam przeor chcąc rękoma służyć i być przykładem, począł znosić w połach habitu kamień i ziemię nakopaną.
— Ojcze przeorze, — zawołał ujrzawszy to Zamojski — do czego to czynicie? obejdziemy się bez was, lepsza nam wasza modlitwa...
— Modlitwa modlitwą, a praca pracą, — odpowiedział powolnie Kordecki, — niech i moje słabe ręce na cóś się przydadzą, znają się one z robotą od dzieciństwa, bo nie próżnowały.
I z cicha westchnął, musiał młodość wspomnieć.
Starszyzna niespokojnie oglądała się na strony; mury w wielu miejscach pękały, kule coraz lepiéj kierowane, tu i ówdzie więzły w ścianach, rozbijały długie okna, wyszczerbiały szczyty; każdy krzyk zwracał oczy, oznajmując jakąś stratę.
Między dwoma mocnemi basztami, kortyna, na którą całą swą siłę wywarli szwedzi, choć od