najswiętszy Sakrament, aby Bóg nieustanną błagany modlitwą, zlitował się nad niemi.
Oprócz czuwających tu kilku starców, wszyscy zresztą wyszli do dział, do baszt, na kortyny.
Sam przeor chcąc rękoma służyć i być przykładem, począł znosić w połach habitu kamień i ziemię nakopaną.
— Ojcze przeorze, — zawołał ujrzawszy to Zamojski — do czego to czynicie? obejdziemy się bez was, lepsza nam wasza modlitwa...
— Modlitwa modlitwą, a praca pracą, — odpowiedział powolnie Kordecki, — niech i moje słabe ręce na cóś się przydadzą, znają się one z robotą od dzieciństwa, bo nie próżnowały.
I z cicha westchnął, musiał młodość wspomnieć.
Starszyzna niespokojnie oglądała się na strony; mury w wielu miejscach pękały, kule coraz lepiéj kierowane, tu i ówdzie więzły w ścianach, rozbijały długie okna, wyszczerbiały szczyty; każdy krzyk zwracał oczy, oznajmując jakąś stratę.
Między dwoma mocnemi basztami, kortyna, na którą całą swą siłę wywarli szwedzi, choć od
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom II.djvu/248
Ta strona została uwierzytelniona.
248