Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom II.djvu/255

Ta strona została uwierzytelniona.
255

z nami po dziecinnemu wojować nie można. — Gdzież to: kto widział, żeby nieprzyjaciel pod działami twierdzy ognia sobie rozniecał; grzeją się jakby w domu, musieliśmy ich trochę mores nauczyć. Niech marzną, kiedy na Matkę Boską nastają.
— Ale panie Pietrze, toć noc, i namby wytchnąć nie wadziło.
— A waszmosć to odpoczywasz? — spytał Czarniecki, — prawda, że nie? — Otoż i my za jego przykładem, dziś przynajmniéj spać nie będziemy. Mamy dosyć roboty.
— Cóż takiego?
— Co? ot to poczciwe niemczysko.
— Co? poczciwy niemiec? — rzekł śmiejąc się przeor.
— Pokazuje się, że są excepcje... długo naszém powietrzem oddychał, poszło mu to na zdrowie, wypoczciwiał... Otoż Halmer mi mówi, że z Wachlera namowy, jutro od zachodu uderzą, trzeba zachód umocnić.
— No! to potrzebujecie rąk, a więc i mnie z sobą weźcie, ochotnie odezwał się Kordecki, bylem północnego choru nie chybił, służę do czego mnie użyjecie.
— Wasza rzecz kierować a modlić się, na-