Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom II.djvu/267

Ta strona została uwierzytelniona.
267

natchnęła; mówił predykant rozumnie, pięknie, moralnie, ale to był człowiek mówiący do ludzi głosem chłodnym rozumu, nie kapłan, natchniony posłannik Boży, otoczony tajemnicą i świętością.
Tu wszystko tłumaczono, wszystko mieć chciano jasném, dowiedzioném, obrachowaném, pewném; a do téj tak niby oczyszczonéj duchownéj strawy, przyłożywszy usta, czułeś, że cię nakarmić niemogła, bo była czczą i pustą, bo człowieka nasycić chciała ludzkiem, gdy on boskiego pragnie.
W Częstochowie brzmiały dzwony, śpiewy i organy, lud padał na twarz ze starą pieśnią rzewną, prostą a wielką, przed tajemnicą ołtarza. — Tu wszystko osłaniała tajemnica, i słowo kapłana wiodło przez nią wprost na jasne stropy niebios, do Boga. Tu inaczéj biły serca, wzdychały piersi, modliły się usta; tu cud otaczał, Chrystus umierał, krew jego lała się na świat i potęga dobrowolnego męczeństwa łamała ziemskie i piekielne mocy.
Jeszcze się było, Święty Boże! nieskończyło i nieodśpiewano — Przed oczy Twoje Panie, a już z zachodu, jak niemiec wyprorokował, kupili się szwedzi. Pan Zamojski widział sokolim wzro-