Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom II.djvu/279

Ta strona została uwierzytelniona.
279

— Pójdziesz ty precz? — spytał ze złością.
— Precz! wszakżem to ukochana twoja — rozśmiała się stara — ulubiona Kostusia... spójrzyj i poznaj, to ja... któréj rozplatałeś i splatałeś kosy, całowałeś usta i oczy... o! to ja!
— Nie... nie — rozśmiał się gorączkowo starzec — nie, pamiętam tamtą.... Gdybyś nią była, jeszczebyś bałamuciła do ostatniego ciura szwedzkiego i zawracała głowy głupcom, coby ci wierzyli.
— A ktoż mnie piérwszy zalotności nauczył?
Przerwała się rozmowa.
— Idź sobie! daj mi pokój! — wołał pan Mikołaj.
— Jak ty drugim, tak ja tobie — żona twoja zostanę z tobą. —
Rozjadł się Krzysztoporski.
— Idź opętana do djabła!
— Nie bluźń i nie warcz, panie Mikołaju, jeśli ja to i ty, oboje razem, oboje... oddaj Hannę... oddaj Hannę, ty wiesz żem uparta, nie odejdę.
— Jam jéj nie widział, ja nie wiem!
— Kłamiesz! ty i Płazina wiecie o tém.
— Na te słowa chory i drżący ślachcic siły odzyskał i za muszkiet pochwycił, widocznie prze-