Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom II.djvu/291

Ta strona została uwierzytelniona.
291

wiedzieć że mu tchu brakuje, że cierpi; ale wszyscy czytali sobie w oczach wyraz niewysłowionego znużenia. Nikt krzepiącéj nie zachował nadziei.
Klasztor zwyciężał dotąd, ale go wycieńczało zwycięztwo; przeor to nawet widział; miał nadzieję w odsieczy, nadzieję w zimie, nadzieję w znużeniu szwedów... i wszystkie dotąd zawodziły.
Zwątpienie, rozpacz niemal obojętną na śmierć lub życie, zimną, milczącą, bladą, spotykałeś wszędzie.
Ślachta znowu skupiała się i naradzała potajemnie; załoga szemrała, śmielsi już narzekali i powiew rozpaczy obejmował chłodem swym serca. Już i kościół i kaplica stały pustką, izby pełne były naradzających swarliwie.
Tymczasem modlitwy zwycięzko mgły rozbiły; niewidzialna ręka zdawała się rozszarpywać grube osłony tumanów, rozrywała je i zrzucała na widnokręgu krańce, a niebieski błękit z pod nich i jasne ukazało się słońce.
Pod twierdzą kupami leżeli ostatnich dni pobici szwedzi, niektórych śnieg już popruszył, inni czernieli jeszcze; koło nich krzątali się żywi to odzierając z sukni, to zabierając na wo-