Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom II.djvu/293

Ta strona została uwierzytelniona.
293

uderzyły przeora. Byli to tylko co do twierdzy wpuszczeni pan Alexander Jaroszewski, który pod opieką Jasnéj-Góry miał żonę i synka i pan Ciesielski, którego dwie siostry zakonnice dominikanki, od powodzi szwedzkiéj tu się skryły.
Oba zasłyszawszy co się dzieje na Jasnéj-Górze, zaczęli niespokoić się o swoich i zbiegli do Millera naprzód, żeby im dozwolił wyprowadzić kobiety, bo pewni byli, że nieustannemi szturmami twierdza wzięta zostanie, i padnie łupem rozjadłych i rozbestwionych szwedów.
Rano dnia tego dopuścił ich do siebie Miller, a wysłuchawszy prośby, rzekł:
— Idźcie moi panowie, ale to się na nic nie zda.
— Jakto? — zawołał pan Jaroszewski, — musi mi wydać żonę i dzieci, a panu Ciesielskiemu siostry.
— Nie wyda — odparł wódz, — toby wystraszyło do reszty zamkniętych w twierdzy; jabym bardzo był rad temu, ale Kordecki ma rozum, nie zrobi tego. Nie trzeba było kryć się przed szwedem... a dziś, zapoźno.
Pan Jaroszewski jak był żywy bardzo i przywiązany do żony i synka, a pan Ciesielski co