Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom II.djvu/318

Ta strona została uwierzytelniona.
318

to mnie prześladujesz, że i ja w nie wierzę, ale nie sąż to rzeczy niepojęte?
— Rzeczy niepojęte, nie koniecznie muszą być czarami.
— Nigdy wojska szwedzkie takich klęsk, a jeszcze od takiéj garści nie poniosły, niéma dnia żebyśmy nie mieli zabitych ludzi, koni, zrzuconych dział...
— Jabym był zdania, żebyśmy się im ukłonili i poszli na zimowe leże — odparł xiąże Hesski, — to by było najrozumniéj; królowi Karolowi nie wiele idzie o jeden lichy zameczek nad granicą, a tracić tyle ludzi.
— Ale wstyd mości xiąże.
— A! wstyd trzeba zjeść! — rzekł xiąże Hesski.
— Niechże go je Hrabia, który nas tu sprowadził — odpowiedział Miller.
Wejhard się wymknął śmiejąc, niby niezrozumiał.
Nazajutrz posłowie znowu; któż jeśli nie pan Kaliński? Już się go w klasztorze obawiali i nudzili nim, ale jak było nieprzyjąć pana starosty, który przychodził qua przyjaciel, protektor i pośrednik? Wprowadzono go do celi przeora, podano wina, zeszło się zakonników dosyć,