— No, i gdzież ten niemiec tak ważny? — spytał wódz.
— U mnie w namiocie.
— Na cożeście go sobie przywłaszczyli? — rzekł posępnie Miller — dawajcie nam go tutaj.
— Każę go odstawić do waszéj kwatery, panie Generale, teraz jeszcze nie przyszedł do siebie, bo uciekającego gonili podobno wystrzałami, i ledwie z życiem uszedł.
— Jakto? uciekł tak w biały dzień?
I pokiwał głową Miller z niedowierzaniem.
Wtém dwa białe habity zakonne ukazały się zdaleka od twierdzy, Wejhard piérwszy je spostrzegł, i korzystając z tego, odwróciwszy się zaraz jakby ich nie widział, mówił:
— To pewna że ta ucieczka dobrze nam wróży i niechybnie dziś parlamentarzy od nich mieć będziemy; twierdza się podda.
To rzekłszy wskoczył na bok w stronę przeciwną, a Miller nierychło potém postrzegł sam zbliżających się xięży.
— A! a! zgadł ten lis, jeśli ich nie widział — rzekł zacierając ręce; przecież może skończy się ten wstyd; rozrachujemy z papistami! Twarz mu się rozśmiała z radości.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom II.djvu/32
Ta strona została uwierzytelniona.
32