Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom II.djvu/321

Ta strona została uwierzytelniona.
321

trem wojny, przestałaby być Jasna-Góra celem pielgrzymek i miejscem nieustającéj czci Matki Boga żywego. Jeśli kiedy do kapitulacij przyjdzie, o czém wątpię dodał przeor — będziemy żądali dowódzcy polaka i to takiego, którego sobie wybierzemy sami. Co się tycze sréber, wy najlepiéj wiecie panie starosto że są bezpieczne, bo zostają w ręku polaków i katolików, a na ich czci i wierze polegamy spokojni.
— Ubolewam nad losem waszym, odezwał się starosta, ale cóż gdy was przekonać niepodobna.
— Tak — niepodobna! powtórzył stanowczo Kordecki, — chcemy dać przykład sługom ołtarza i synom kraju tego i umrzeć bodaj za wiarę, za kraj i króla!
— Miller poprzysiągł zdobyć Częstochowę.
— Myśmy przysięgli bronić jéj do ostatka — wszystko, nawet przysięgi w ręku Boga.
— Wiecie, że nowych sprowadził górników, że spędził ludzi i minami was wysadzi.
— Niech wysadza! — rzekł przeor spokojnie.
— Klasztor, kościół, domy — wy — wszystko wyleci w powietrze.
— Stanie się jak Bóg zechce — odpowiedział niezłamany zakonnik.
Po tych słowach, widząc że nadaremnieby