— Ojcze przeorze, nie gub nas i dzieci naszych! szwed miny podsadza — zginiemy wszyscy!!
Płacz rozległ się po podwórzu.
Stanął Kordecki jakby czyjéj pomocy wzywał.
— Moje dzieci — rzekł do pani Jaroszewskiéj, czy słyszeliście kiedy żeby nieprzyjaciel mocny, gdy ma co począć, wprzód tém straszył? Sami to pomiarkować możecie, że właśnie dla tego, iż nas szwed minami straszy, widać podsadzić ich nie może. Stwardnieje mu opoka za łaską Orędowniczki naszéj, opadną ręce, odejdzie ze wstydem. Nie trwożcie się, nie płaczcie, nie obawiajcie! Więcéj męztwa matkom i córkom polskim mieć należy, więcéj odwagi pod płaszczem Częstochowskiéj N. Panny.
— Zginiemy! — zginiemy! — jęczały wszystkie.
— Myślicie, że poddać się bezpieczniéj? mówił Kordecki, — spytajcie tych co szwedom zawierzyli. Ani o siebie, ani o dziatki spokojne byście być nie mogły, ani o mienie wasze, ani o mężów; dziękujcie Bogu że wam dał schronienie, módlcie się, a do spraw naszych nie mięszajcie, proszę, zostawcie nam tem kłopot.
To mówiąc przeor uszedł szybko i rzucił kobiéty w lamentach i niepokojach, a ślachtę co za
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom II.djvu/326
Ta strona została uwierzytelniona.
326