Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom II.djvu/331

Ta strona została uwierzytelniona.
331

Szwedzi nie spodziewają się wcale — zobaczycie, że się uda; pójdzie jak z płatka.
— Ej panie mieczniku zastanówcie się.
— Zastanawiałem się, i zrobię.
— A w dodatku! — odezwał się pan Piotr, i mnie z sobą brać niechcą!
— Nużbyśmy oba zginęli lub w niewolę byli wzięci, któżby został do pomocy x. przeorowi?
— Obu nie puszczę! — przerwał stanowczo Kordecki — to daremna rzecz!... dość i jednego narazić! ale zlituj się mieczniku, miarkuj...
— Wymiarkowane...
— A nuż szwedzi?
— Proszę mi serca nie odbiérać — przerwał Zamojski — żebym też i ja wycieczki nie zrobił! Dość siedziałem za piecem.
Przeor podniósł oczy, westchnął i z rozczuleniem uścisnął Zamojskiego.
— Niechże cię Bóg prowadzi, kiedy natchnął — odezwał się — czemuż Polska niéma więcéj takich synów! Zdaliby się na te czasy zwątpienia i obojętności! Niestety! wyście tylko wyjątkami! Zamojski przerwał rozczulenie i wykrzyknik.
— Panie Pietrze, wy działa wykierujcie dobrze zawczasu, a jeśliby się za nami pogoń puściła, przyjmijcie ją gościnnie, nie żałujcie prochu.