Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom II.djvu/346

Ta strona została uwierzytelniona.
346

Łachman siaki taki grzbiet okrywa, nie głodnam, pocóż darmo nosić i chować pieniądze? Dajcie biedniejszym, tym co sami nie wiedzą na co grosza pragną, a mnie na co?
I rozśmiała się po dawnemu — dziko i niby wesoło.
— Sługa Matki Boskiéj, sługa Matki Boskiéj, albo to ja od królów i panów nie bogatsza u takiéj Pani? Na co mnie grosz? kiedym pod jéj opieką. Już posagu nie zbiorę i za mąż nie myślę, chybaby się cóś osobliwego trafiło, Chan Tatarski, albo królewicz Chiński, a tak za tę hołotę Senatorów i Hetmanów, co się o mnie starają, pożal się Boże służbę opuszczać.
Miecznik się uśmiechnął.
— Coż ty za jedna? — spytał.
— Zachcieliście? — odpowiedziała szał już udając — jakem się rodziła nie pamiętam, młodości chciałabym zapomnieć, a mówić o niéj nie warto, starszy wiek zszedł jak z bicza trzasł, a na kościane lata takiem sobie dobre miejsce dostała u progu kaplicy, że już lepszego niechcę, chyba na smętarzu...
I rozśmiała się znowu.
— Nigdzież niemasz znajomych, krewnych coby cię przygarnęli?