czekiwaniem na cóś braknącego Szwedom, radzi go byli zerwać, a nieśmieli, bo i na swoje zapasy prochu, saletry, siarki i kul oglądać się musieli. Tymczasem codziennie ubywało żywności, a zapas jéj nie był zbyt wielki; szczęściem adwent, i niedostatek, przy pobożnych zwyczajach ojców naszych, zwykłych obchodzić się małym pokarmem przygotowując do uroczystego obchodu przyjścia Zbawiciela, łatwiejszym do zniesienia czynił.
Stół zakonników i racje oblężonych były coraz skromniejsze: trochę suchéj ryby, chleba czarnego, oleju, warzywa, czasem sklanka miodu lub piwa, cały składały posiłek. Nikt się na to nie uskarżał; przeor tylko zaglądał do składów i spiżarni błogosławiąc a rachując, na ile to co Bóg dał, wystarczyć może. Wiara tego człowieka była tak wielka, iż niewątpił o rozmnożeniu cudowném chleba i ryby, jak gdy lud karmił Chrystus na puszczy. Nie frasował się zbytnio, jakby przeczuciem wiedziała dusza jego prorocza, że Bóg na nich niedopuści ostatniéj z klęsk — głodu.
Nic go zachwiać, nic zachmurzyć i przerazić nie mogło; odpychał zwątpienie od siebie i od drugich, jednemi zawsze wielkiemi słowy,
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom II.djvu/348
Ta strona została uwierzytelniona.
348