Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom II.djvu/356

Ta strona została uwierzytelniona.
356

idźcie i powiedźcie mu, by za siebie okup ofiarował, ja pieniądze dostarczę. Ale żywo stara, by go czasem na prędce nie obwiesili.
— Duchem się sprawię! duchem ojcze, zobaczycie... rzekła i ruszyła się.
— Do rozmowy użyjesz którego z kwarciannych, dodał xiądz Kordecki.
— Poco? — spytała stara.
— A jakże się z niemi rozmówisz?
— Toć tam między niemi niemców siła, a ja po niemiecku szwargoczę...
Zdziwili się xięża téj niespodzianéj umiejętności, ale już poseł był daleko.
Na tę podroż musiała Konstancja przybrać swoją dawną wesołość obłąkania — uśmiech i żarty; szła kłaniając się żołnierzom w prawo i w lewo; ci niewiedząc co znaczy to zjawisko, zważywszy jéj łachmany i szał, puszczali daléj bez przeszkody.
Tak minąwszy trupy leżące, znów w koło twierdzy, potém świeże usypy ziemi i pogasłe ogniska, namioty i wozy, dopchała się z wielką biédą w stronę, w któréj się spodziewała znaleźć pana Jacka.
Jakieś przeczucie wiodło ją do miejsca, gdzie biédny mieszczanin jeszcze po szwedzku ubrany,