nie, pracowali, aby was skłonić do poddania, przecież i króla i nasze, uporem prawdziwym zawiedliście nadzieje, i dotąd tylko igraliście sobie udając powtarzaną układów z nami ochotę, a jednak jeszcze raz sprobować ich z wami postanowiłem. Gdy królewskiém stałem jest postanowieniem, aby twierdza zdobytą była, na co jak widzicie pracę nieustanną łożemy, i miny nasze jużeśmy pod mur zbliżyli, a zarazem sprowadziliśmy inne ogniowe wojenne machiny przed dwóma dniami z Krakowa, dla zniszczenia, wywrócenia i zagładzenia klasztoru waszego, strzeżcie się więc... i t. p.
Cały list był podobny, naprzemian to groźny, to upominający, to doradczy, wytwornie stylem wieku napisany; w ostatku protestował się Miller, że jeśli zburzyć będzie zmuszony Częstochowę, wina nie spadnie na niego.
Do przeczytania tego listu zbiegli się wszyscy, krom Zamojskiego i Czarnieckiego, którzy nie byli ciekawi; każdy w oczach przeora szukał wrażenia, jakie na nim uczyni, ale Kordecki był nieporuszony.
Zgiełk powstał w definitorium, ślachta znowu wołała swoje:
— Poddawajmy się, poddawajmy!
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom II.djvu/363
Ta strona została uwierzytelniona.
363