Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom II.djvu/371

Ta strona została uwierzytelniona.
371

mna ze swego poselstwa, w dobrym humorze, z listem w ręku.
Kordecki wyszedłszy do Janitorium, tu się z nią spotkał.
— No, a co tam mój pośle?
— Wszystko się udało ślicznie, pięknie, jak potrzeba, odpowiedziała — przyjmowali mnie z honorami, bo przez cały obóz prowadzili śmiechem i wrzawą, wołając: poseł z klasztoru! poseł mnichów! Nadęłam się tedy jak mi przystało. Miałam też szczęście widzieć oblicze samego pana generała, który także do rozpuku śmiał się ze mnie, list przeczytał, głową kiwnął i rzucił go nic niepowiedziawszy. Wejhard grzeczniejszy odpisał. Bardzo się mnie dopytywali, co tu się u nas dzieje; co myślą, co robią, ale widać jakoś niemogliśmy się zrozumieć, to się niewiele nauczyli ze mnie. Szwedzi się gotują do czegoś, ale kto ich wie co to takiego... trudno zrozumieć, zawsze jakieś licho.
Przeor list czytał; Wejhard pisał, starając się go przekonać, o swéj gorącéj dla klasztoru przyjaźni, dowodził że się mocno wstawiał za zakonnikami do generała, ale Miller tylekroć zawiedziony już ufać nie chce; donosił wreście iż wymógł odłożenie szturmu przez dzień jutrzej-