Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom II.djvu/373

Ta strona została uwierzytelniona.
373

Ale żołnierze słuchali tego z obojętnością zimną, niekiedy szyderską jakby tylko brakło odwagi powiedzieć dowódzcy: — Nie zdobędziemy twierdzy i nie dla nas te skarby.
Rozkazy się krzyżowały, przeciągano działa, ustawiano je, opasywano twierdzę do koła ludem pieszym, związywano drabiny, ciosano kozły i tarany, kuto haki i narzędzia do szturmu służyć mogące. — Z klasztoru tylko odzywały się dzwony, muzyka wesoła i śpiewy wiały falami aż do uszu szweda; na murach zdawało się pusto.
Ilekroć dzwon, śpiew, odgłos jaki dał się słyszeć, żołnierz szwedzki spoglądał z ukosa na klasztor i posępnie kiwał głową; wiara w nieprzełamaną siłę Częstochowskich czarów tak już była wielka, że jéj nic zachwiać nie mogło. Ludzie niepojmujący co może głębokie uczucie religijne, siłę jego zwali jak umieli; szło wszystko wedle rozkazów, ale one nie dadzą serca gdy go niema, brakło zapału, każdy się trzymał z daleka, nawet starszyzna z któréj wielu wyjechało na cmnetarz do Krzepic już się niezbyt kwapiła naprzód.
Pomimo przyrzeczeń Wejharda, Miller odpowiedzi nie otrzymawszy z klasztoru, a znając