Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom II.djvu/38

Ta strona została uwierzytelniona.
38

zmyślała wesele, uśmiéchała się, poskakiwała, opowiadając mu baśni jak dziecięciu.
Wieczorem prawie codzień przychodziła też pod ścianę stara żebraczka, siadała i czekała na ukazanie się Hanny.
I dziewczę z nią, osamotnione oswoiło się prędko, a niemając nad nią nikogo, przywiązała do Kostuchy. Stara przynosiła jéj świeże wieści, które ubierała po swojemu, aby nie wystraszyć jéj zbytecznie i z dziennych wypadków pogadanki. Czasem rozpytywała Hannę o jéj życie, o dziada, o dom, a gdy dziewczę poczęło malować spokojne ubóstwo swoje, i dworek i ogródek i wiejskie życie jak wianek różany wonne, barwne i jak on z liścia, kwiata i ciernia złożone; to się starucha rozkwiliła nieraz i jakby ją to za serce chwytało, poczynała płakać i śmiać się na przemian, przysuwała nieznacznie do dziecka, czepiała się jéj sukienki, całowała po nogach; ów ułamek chleba od piérwszego wieczora z piersi jéj nie schodził, a jeszcze niczém za niego wywdzięczyć się nie mogła, i to ją bolało widać.
Ale czémże mogła wywdzięczyć się żebraczka. Chodziła, dumała — długo nadaremnie. Jednego dnia oddała dziecięciu medalik z Najświętszą Panną, po który aż do Częstochowéj, do miasteczka