— Albo, — czytali, — za szkody spowodowane uporem ich, zapłacili zakonnicy...
— Otoż jest — przerwał Miecznik — ultima ratio, sięga do kieszeni...
— Cztérdzieści tysięcy talarów za siebie, dwadzieścia tysięcy za ślachtę będącą w twierdzy. Wziąwszy to Miller obiecywał odstąpić i zaręczał im bezpieczeństwo. Jeśliby zaś nie posłuchali, groził znowu że nietylko nie ulży oblężenia, ale dokoła na mil trzy wszystko ogniem i mieczem spustoszy, dobra ślachty (to się stosowało do Zamojskiego szczególnie) zrówna z ziemią, — „a wy, — pisał do zakonników, — nie pieniędzmi, ale osobami waszemi, nie imieniem, ale krwią mi zapłacicie.”
— Ależ tęgi! — krzyknął Zamojski, — jak mu słowo nie kosztuje, — Kordecki szepnął.
— To już dowód, że ultimis spirat; mówiłem wam i widzę to teraz jawniéj jeszcze; okupu nie damy, bo i tak puścić nas musi, zniszczenia nie będzie miał czasu większego zrobić nad te, jakie już uczynił, bo kraj się budzić poczyna, poślemy mu tylko życzenie szczęśliwéj drogi.
— Dobréj mu się zachciało kolędy, — zaśmiał się pan Piotr, — sześćdziesiąt tysięcy talarów! Wi-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom II.djvu/381
Ta strona została uwierzytelniona.
381