rach uwięzły, za trzecim wystrzałem, z ogromnym trzaskiem rozpękło się działo.
W tejże chwili prawie, wśród popłochu, jaki zrządził ten wypadek, ujrzano na znużonym i zabłoconym koniu spieszącego posłańca, który dopytywał o Millera i ku niemu się kierował przez obóz do miejsca gdzie widział zebraną starszyznę. Zmarszczył się generał nie wiedząc jeszcze co to znaczy, ale już źle wróżąc, że go wśród dział i boju tak pilno szukano, posłał ku gońcowi.
Jeździec wręczył oficerowi gruby plik papierów.
Wejhard domyślając się, że wieści przyszły z głównéj kwatery, spodziewając się w nich nowych rozkazów lub obietnicy posiłków od Wittemberga, poskoczył także dowiedzieć się z czém goniec przybył tak spiesznie.
Ale już Miller rzuciwszy tylko okiem na listy, poznawszy pieczęcie kancellarji Karola Gustawa, puścił się do swojego namiotu. Za nim rzucili się wszyscy, i w téj chwili ogień ustał, bo dalszych zabrakło rozkazów.
Zsiadłszy z konia Miller rozerwał pieczęcie, ale lepszy żołnierz niż czytelnik, podsunął karty pisarzowi swemu, aby mu je czytał. Ten naprzód
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom II.djvu/384
Ta strona została uwierzytelniona.
384