rozpoczął od rozkazu królewskiego, który inne depesze poprzedzał.
Tak! był to rozkaz podpisany własnoręcznie przez króla szwedzkiego, choć zdawał się dziwnym: polecano Millerowi, aby niezwłócznie szkody żadnéj klasztorowi nie czyniąc, nie myśląc o zdobywaniu go, od oblężenia odstąpił.
Wyrażono przyczyny: że klasztor na Jasnéj-Górze, w tak powszechnéj czci u Polaków zostaje, iż napaść nań, w całéj Polsce oburzyłaby umysły przeciwko Szwedom; zatém ani się więcéj kusić ma dowódzca, ale natychmiast rzucić przedsięwzięte kroki i ciągnąć do Piotrkowa. Osobno wydane były rozkazy, aby Wejhard szedł do Wielunia, Sadowski do Sieradzia, xiąże Hesski do Krakowa, a kwarciani do Małopolski, gdzie im stacje wyznaczono.
Słysząc czytanie rozkazu, Miller porwał się, spójrzał na Wejharda z wymówką i groźbą i kazał precz odejść pisarzowi. Milczenie głuche, milczenie zdumienia osiadło na ustach przytomnych; praca tak długa i ciężka nietylko że nie została uznaną za pożyteczną, ale daremną i szkodliwą osądzona i cały wysiłek ten próżny, wszelkie straty w ludziach, prochach, orężu, czasie, poszły z dymem.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom II.djvu/385
Ta strona została uwierzytelniona.
385